,

WAŻNE, ŻE CAŁA RODZINA ZASIADA DO WIGILII

„Cicha noc, święta noc, pokój niesie ludziom wszem…”

Jedyna taka noc w roku, gdy milkną (powinny zamilknąć!) spory, ludzie uśmiechają się do siebie z życzliwością,
a wszystkie złe chwile odchodzą w zapomnienie. To pamiątka chwili, gdy Syn Boży przyszedł na świat jako maleńkie dziecko.

Boże Narodzenie raduje każdego. Od malucha przez starszaka i dorosłego aż po sędziwego starca.

Każdy z nas pamięta z dzieciństwa radość i piękno grudniowych dni… Pomimo trudnych czasów lat np. osiemdziesiątych. Mróz za oknem, skrzypiący śnieg pod butami i iskrzące się w świetle latarni ulicznych płatki śniegu. Ubieranie choinki, pomaganie mamie w świątecznych wypiekach, czy czekanie na pierwszą gwiazdkę, aby zasiąść do wigilijnego stołu. Czasem skromnego i ubogiego, ale zawsze przygotowywanego z miłością i nadzieją, że nadejdą lepsze czasy. Pod choinką czekały drobiazgi z trudem zdobyte przez wytrwałych rodziców dla ich pociech. Dzieci cieszyło wszystko. Długopis czterokolorowy, książka, czy drobne ubrania. Nikt nie marudził, nie wybrzydzał i nie oczekiwał „gwiazdki z nieba”. Ważne było, że całą rodziną zasiada się do Wigilii, a że te drobne upominki czekające pod choinką, to był tylko dodatek.

Często Wigilię spędzałam na wsi u babci. W niewielkiej kuchni, gdzie stary piec grzał nas zmarzniętych po podróży, pomagaliśmy szykować wszystko na świąteczny stół. Ciepło rozchodziło się po pomieszczeniu i słychać było strzelanie płomieni na suchym drzewie podkładanym pod kuchnię. Wieczerza była zawsze tradycyjna z łamaniem się opłatkiem, smacznymi prostymi potrawami i pełna radosnego uniesienia. Ze starego radia płynęły piękne kolędy. Potem była wyprawa na Pasterkę do oddalonego o kilka kilometrów kościoła. My jeździliśmy już samochodem, ale babcia opowiadała nam,
że gdy była młodsza i dziadek jeszcze żył - zawsze chodzili pieszo lub jeździli saniami.

Bardzo lubię powracać do tych wspomnień. Przypominam sobie, jakie uczucia mi towarzyszyły i jaka radość przepełniała nas wszystkich w te świąteczne dni…

Dziś nadeszły „lepsze czasy”.

Co nam one przyniosły? Zabieganie i zaganianie. Choć łatwiej wszystko kupić i przygotować, posiadamy wiele udogodnień, ale czy przez to piękniej, radośniej i pełniej przeżywamy Boże Narodzenie? Chyba nie zawsze…

Przed nami kolejne Święta. Ciągle wiele osób, bardzo wiele, nie korzysta z sakramentu pokuty i pojednania… Zapewne wielu ludzi przyjdzie w Święta na Eucharystię, ale jakże wielu jedna do świątyni nie dotrze i w ogóle o tym nie myśli… Coraz częściej słychać, że nie można mówić o Bożym Narodzeniu, ale o „zimowych świętach”. Dzieci oczekują pod choinką coraz droższych prezentów. Młodzież zasiada do stołu ze smartfonem w dłoni, a dorośli często nie potrafią już rozmawiać ze sobą... Po wieczerzy każdy czym prędzej zasiada przed telewizorem czy komputerem i tam szuka… Tylko czego?

W programach telewizyjnych, czy w Internecie, raczej nie znajdziemy relacji rodzinnych, miłości i czułych gestów,
a z pewnością nie ma tam Pana Jezusa, który narodził się w ubogiej stajence. Pan Jezus jest przede wszystkim w Komunii świętej!

W tegoroczne Święta zachwyćmy się w sposób wyjątkowy ubogą stajenką. Mija dokładnie 800 lat, gdy św. Franciszek
z Asyżu pierwszy raz zainscenizował betlejemską szopkę. Okażmy prawdziwą miłość i szczere przebaczenie naszej rodzinie. Odnówmy relacje i porozmawiajmy przy wyłączonym telewizorze czy komputerze. Poszukajmy maleńkiego Jezusa
w sercach naszej rodziny. Niech te „lepsze czasy” nie przesłonią nam tego co najważniejsze…



Ela

do góry